Dobra mina do złej gry czyli ciąg dalszy opowieści z ycia wziętych.
Nie ogarniam tego wszystkiego. Zastanawiam się jak długo jeszcze będę się zgrywać, że wszystko jest idealnie.
Siedzę teraz i się dołuję, dowalam sobie, niszczę się.
Dzień jak co dzień. Miałam iść na cały dzień na uczelnię ale o 12 stwierdziłam, że nie jestem w stanie siedzieć na wykładach i zrezygnowałam. Jeszcze dwa egzaminy i będę miała z głowy ;]
Co do mojego stanu psychicznego jest coraz gorzej. Mam ochotę uciec gdzieś daleko. Spakować się i wyjechać, zacząć wszystko od początku. Który to już raz? Po piątym przestałam liczyć.
Ludziom wydaje się, że mam idealne życie, dwa kierunki studiów, miłość jak ze snu, mieszkanie i jeszcze praca (w domu ale praca). Każdy powtarza, że mi zazdrości takiego "wspaniałego" życia. Dla mnie jednak to jeden wielki syf. Nic nie ma sensu, ja po prostu jestem i tyle. Jak automat. Zero uczuć, zero emocji. Tylko smutek, próżnia. Nic nie ma sensu, bo po co robię to wszystko? Sama nie wiem.
Mam w sobie dwie sprzeczne osoby: jedna to ta ambitna, zdrowa, pełna marzeń i radości, planów na przyszłość, pragnąca się uczyć, pracować i coś osiągnąć, być kimś, być w centrum zainteresowania...
Ta druga zaś to osoba cicha, skryta, nie rzucająca się w oczy, bez planów, pragnień, bez żadnego celu, marzeń, melancholijna, nic nie znacząca. To ta związana z Aną.
Nie da się tak żyć, ciągle to powtarzam, a żyję, żyję od wielu lat.
Mam problem z tarczycą, nie mam okresu. Najchętniej bym tylko spała i nić więcej. Od kilku dni mam biegunkę i wymiotuję. A mimo wszystko nadal się uczę, nadal pracuję. I cały czas powtarzam i pokazuję, że wszystko jest dobrze ale tu mogę szczerze przyznać, że nie jest dobrze! Mam ochotę się rozpędzić i walnąć głową w ścianę...