And I don’t want the world to see me cause I don’t think that they’d understand when everything’s made to be broken
I just want you to know who I am.

niedziela, 31 lipca 2011

New day, new life.

Czuję, że zamyka się pewien rozdział w moim życiu. Następny będzie decydujący, od niego zależy jak dalej potoczą się moje losy.



sobota, 30 lipca 2011

Boże, daj mi samotność, bo nienawidzę ludzi.

Wróciłam, wróciłam z kilkoma zdjęciami... z głową pełną myśli i nadal nierozwiązanymi problemami... Warszawa wchodzi w grę dopiero w połowie października, może odrobinę wcześniej. Muszę znaleźć pracę i zacząć coś robić bo zwariuję. W ciągu ostatnich 7 dni 90 % moich myśli skupiało się na samobójstwie... ale Ł. na mnie liczy, nie mogę się poddać, obiecałam mu to... No i moja waga... moje ciało... moje odwieczne problemy, czy będą problemami aż do końca mojego marnego życia? A może mnie zabiją? No tak, przecież jedyne co mam do stracenia to życie, marne życie. Snuję się po domu, bałam się, że nie będę miała dokąd wracać po moim małym wypadzie nad morze... Musiałam odpocząć, moja głowa  nie daje mi żyć. Jest w niej tylko jedno: śmierć. Ćpałam przez ten tydzień... Udało mi się zorganizować małe co nie co jeszcze przed ucieczką, ale jak zaćpałam było mi dobrze, to było akurat to jedyne 10% myśli, które wtedy skupiały się na innych rzeczach niż śmierć. Było mi dobrze, ale nie mogę więcej ćpać, wtedy będzie źle, bo poprawa była chwilowa niestety... Jebana rzeczywistość mnie przeraża... Wróciłam w nocy, wstałam rano i znów to samo, kurs do łazienki, kąpiel, spacer z psem, sprzątanie i komputer. Nie wyjdę dziś nigdzie, bo pogoda jest straszna, a i tak już czuję się źle... Wychodzi mi teraz spanie na plaży, albo siedzenie nad ranem godzinami kiedy padał deszcz, a ja wpatrywałam się w morze, ono mnie rozumiało, jego fale smutno obmywały piasek, wzbudzając we mnie jeszcze większą melancholię. Woda, woda...  szkoda, że morze mnie nie pochłonęło, jestem w końcu jego nieodłączną częścią, co roku wracam nad nie, jak do niespełnionej, wręcz platonicznej miłości, a ono zawsze przyjmuje mnie w tym samym gorzkim smutkiem... Może ma nadzieję, że przyjdzie taki rok kiedy mnie nie ujrzy, kiedy nie ujrzy moich łez spływających po policzkach? Kiedyś taki czas nastanie, może za rok, może za dwa. O tym zdecyduje już łaskawy los.








środa, 20 lipca 2011

poniedziałek, 18 lipca 2011

Autodestrukcja? Zniszczenie środowiska naturalnego żyjących w nim pasożytów.

Krew, pot i łzy i awantury i już kurwa nie wiem co się ze mną dzieje! Mam taka jazdę w głowie, że aż mi huczy. Moja mamusia po prostu staje na głowie, żeby tylko mi dokuczyć. Fuck, żeby znaleźć jakąś pracę... i te wszystkie plany... Czy dotrwam, nie wiem. Bardzo wątpliwe :]

piątek, 15 lipca 2011

No i się kurwa znowu obżarłam! :(










Nie chce mi się, nic.

środa, 13 lipca 2011

http://www.youtube.com/watch?v=8xEN4LSPYIg

Najgorszy tydzień w tym miesiącu ?

No i nie rzucę tych pieprzonych fajek... Nie potrafię, jestem rozstrojona. Muszę się odciąć, chociaż na tydzień. A może się zabić? Nie wiem, ale mam dość bardziej niż zwykle i ta bezsenność, tyle nieprzespanych nocy, złości, gniewu, łez, rozpaczy. Nie chcę tak żyć, czuję się pusta, tak jakby ktoś kiedyś, dawno temu wypakował moją zawartość, a pozostawił bezwartościowe, niedoskonałe opakowanie, którego tak strasznie nienawidzę!


Waga, tak, ona jest moim przekleństwem... Nie mogę na nią patrzeć, wtedy dostaję histerii, wpadam w furię, a potem jestem przybita i ranię bliskich... Tych, którzy jeszcze przy mnie zostali... Moich internetowych przyjaciół... I jest jeszcze ona... Ta w mojej głowie.



wtorek, 12 lipca 2011

"Kości księżyca" — Jonathan Carroll


Kochać jest łatwo. To, można powiedzieć, jak z samochodem: wystarczy włączyć silnik, dodać gazu i wyznaczyć sobie cel podróży. Ale być kochaną to tak jak przejażdżka z kimś innym, jego samochodem. Nawet, jeśli uważasz tego kogoś za dobrego kierowcę, zawsze pozostaje ten podskórny strach, że może się pomylić, a wtedy w ułamku sekundy wystrzelicie oboje przez przednią szybę na spotkanie śmierci. Być kochaną może oznaczać największy koszmar. Bo miłość to rezygnacja z panowania nad własnym losem. A co się stanie, jeśli w połowie drogi postanowisz zawrócić albo skręcić w bok, a nie masz na to jako pasażer żadnego wpływu?

Kolejny dzień staram się pozbierać, niewiele o tym wiem.






Brak pomysłu na tytuł posta :/

niedziela, 10 lipca 2011

sobota, 9 lipca 2011

Stand up!

Nic mi się nie chce! Nic. Biegałam, po schodach też. Muszę zrobić zakupy, ale to później. Jestem zmęczona, zmęczona życiem. Doris wczoraj zadzwoniła do mnie po 23:00 i powiedziała, że czekają na mnie z Ł. w Wawie. Pogięło ich. Dobrze wiedzą, że wcześniej niż w sierpniu nie wyrwę się z domu :( 

Prawie w ogóle nie spałam. Ostatnio kiepsko sypiam, mam bóle głowy... aaa w nocy dzwonił D., porozmawialiśmy chwilkę, dzwonił z budki :) cieszę się, że się odzywa. Jeszcze tydzień będzie na wakacjach, a potem znów wrócimy do naszych rozmów, brakuje mi ich. Brakuje mi jego... 

W domu nic nowego, tata dalej mnie pilnuje. Moja sis ma depresję, facet ją rzucił i świat jej się zawalił. Staram się jak mogę, żeby było jej lżej, ale ona bardzo to przeżywa. Gdyby tylko wiedziała o kilku sprawach, gdybym tylko mogła jej powiedzieć... ale nie mogę, nie powiem.

Gadam właśnie z Ł. Chyba jest lepiej. Na pewno jest lepiej, z nim, nie ze mną. Ale cieszę się, że u niego się poprawia.A Doris moja kochana znów nawywijała i rodzice tym razem zabrali jej tel... Kurcze muszę ją ogarnąć, bo zaczynam się martwić nie na żarty :(















"Umiera się na wiele sposobów: z miłości, z tęsknoty, z rozpaczy, ze zmęczenia, z nudów, ze strachu... Umiera się nie dlatego, by przestać żyć, lecz po to, by żyć inaczej. Kiedy świat zacieśnia się do rozmiaru pułapki, śmierć zdaje się być jedynym ratunkiem, ostatnią kartą, na którą stawia się własne życie"


— Paulo Coelho

piątek, 8 lipca 2011

Courage is to resist fear, mastery of fear - not absence of fear.

Tabletki działają! Moja radość jest niepojęta :D Idę dziś na rozmowę o pracę, musi pójść dobrze, bo pieniądze są mi teraz niezbędne! I na siłownię się zapiszę wreszcie. Muszę schudnąć, bo to co jest teraz ze mną to tragedia...


Rozpacz

"Czuł się szczególnie samotnym, samotnym aż do śmierci. Śmierć stała się dlań obojętną i niemal pożądaną. [...] Byłoż kiedy pokolenie podlejsze niż moje i twoje, męczennico? [...] Oczy jego zaszły ciężkimi łzami, które pewnie w tej chwili od szeregu lat po raz pierwszy przerwały tamy męczarni jego duszy. Zaszlochał, głucho załkał. [...] Twarz jej złagodniała. Światło białe przez nią przeleciało. Wśród nadludzkich, widać, boleści przebił się uśmiech.Gościł przez chwilę na wargach czarnych jakby z żelaza. Nachylił się i złożył pocałunek na tych wargach, których pierwszy dotknął ustami - i ostatni. Odskoczył, bo usta te bezwładnie się rozchyliły i wśród jęku potwornego, cały język spomiędzy nich się na zewnątrz wywalił. Jeszcze raz, drugi, jęk się powtórzył - i wszystko ustało dziwnie raptownie. Umarła."

czwartek, 7 lipca 2011

Tableteczki są w kropeczki ;]

Kupiłam tabsy na przeczyszczenie, jak na razie żadnych rezultatów. Chyba zacznę pić olejek rycynowy ;]

środa, 6 lipca 2011

When I was hungry...

Miałam kurwa napad.



Żarcie - czyli wróg nr 1.

Jestem obleśna, leniwa, okropna, gruba, gruba i gruba.






Cudowna, piękna, wspaniała, tak upragniona figura ;(

wtorek, 5 lipca 2011

Drink

Znowu się wczoraj upiłam i paliłam. Muszę przystopować, boli mnie wątroba :/ 
Już wiem, że dzień będzie zjebany. Spać, to jedyne czego mi się dzisiaj chce.


poniedziałek, 4 lipca 2011

Wake up!

Zaczął się kolejny dzień, nie lepszy niż wczoraj, nie gorszy niż jutro. Rutyna, rutyna. Ciągle te same myśli. Wczoraj rozmawiałam trochę z Ł. Było jakby normalnie, ale tylko jakby. Które z nas śmierć pochłonie prędzej? Myślę, że mnie, bo on tak naprawdę nie chce umierać. Takie przynajmniej odnoszę wrażenie. Wszystkie plany są takie odległe, tak jakby ich w ogóle nie było. I ta cholerna waga wprawia mnie w taka rozpacz, że coraz bardziej nienawidzę siebie :/ Ale jest jeden plus, nikły ale jest. Zaczęłam wychodzić do ludzi, tak trochę. Zrobiłam sobie kawę, na śniadanie wystarczy. Na obiad oczywiście warzywa, a z kolacji rezygnuję :] Kolejny rutynowy dzień.


piątek, 1 lipca 2011

Jestem stuknięta, najadam się wzrokiem...

Gdyby postawili przede mną stół z jedzeniem w tym momencie, na bank dostałabym teraz napadu :/





Nie mogę się poddać, ona mi nie pozwala...

Obsesja







Go ahead, kill me.


Tłuszcz, tłuszcz, tłuszcz, tłuszcz? tłuszcz!




Jestem beznadziejną, samolubną kretynką! Dziwne uczucie, nie chcieć żyć i nie chcieć umierać, nieodłączny proces mojego bytowania. Czy własne istnienie mogę jeszcze nazwać życiem? Nie, od dawna nie mogę. Po prostu jestem i nic więcej. Czy naprawdę pokutuję tym życiem za poprzednie? W takim razie co będzie w następnym życiu? Jestem stuknięta.

The truth hurts but lies are worse.

Jestem idiotką ;] i do tego waga ani drgnie :/ Trochę narobiłam bigosu w nocy. Nie mogę pić alkoholu, bo źle na mnie działa, po co mi to było? Jeszcze inni się o mnie zamartwiali. Wszystko wydaje się być beznadziejne,a najbardziej moje ja. Mam moralniaka.