Zaczął się kolejny dzień, nie lepszy niż wczoraj, nie gorszy niż jutro. Rutyna, rutyna. Ciągle te same myśli. Wczoraj rozmawiałam trochę z Ł. Było jakby normalnie, ale tylko jakby. Które z nas śmierć pochłonie prędzej? Myślę, że mnie, bo on tak naprawdę nie chce umierać. Takie przynajmniej odnoszę wrażenie. Wszystkie plany są takie odległe, tak jakby ich w ogóle nie było. I ta cholerna waga wprawia mnie w taka rozpacz, że coraz bardziej nienawidzę siebie :/ Ale jest jeden plus, nikły ale jest. Zaczęłam wychodzić do ludzi, tak trochę. Zrobiłam sobie kawę, na śniadanie wystarczy. Na obiad oczywiście warzywa, a z kolacji rezygnuję :] Kolejny rutynowy dzień.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz