Jest dobrze. Ułożyłam sobie parę istotnych kwestii wczoraj w głowie i doszłam do wniosku, że nie ma co panikować. Wszystko się ułoży, tylko muszę włożyć w to trochę pracy. Przeraża mnie wyjazd na święta do domu. Boję się, że nie opanuję nerwów przy mamie. Jest to w tym momencie jedyna osoba, która potrafi mnie wyprowadzić z równowagi tak, że potem dochodzę trzy dni do normalnego stanu. Kocham ją ale nie jestem w stanie już przebywać z nią dłużej niż 2 godziny. Przerasta mnie to trochę.
Ostatnimi czasy byłam rozchwiana ale wszystko wraca do normy, a spokój, który jest mi tak bardzo potrzebny zawiera się w miłości, którą mam w całej okazałości. Codziennie zasypia i budzi się przy mnie, czasem denerwuje ale rekompensuje mi to uśmiechem każdego dnia i nawet gdyby stało się tak, że nie byłby Mój to dla tego uśmiechu warto pocierpieć. Niczego więcej mi nie potrzeba.
[...] po raz pierwszy od wielu miesięcy ktoś patrzył na nią nie jak na przedmiot, nie jak na piękną kobietę, lecz w sposób nieuchwytny, jakby przenikał na wskroś jej duszę, jej strach, jej kruchość, jej niezdolność do walki ze światem, nad którym pozornie dominowała, choć tak naprawdę niczego o nim nie wiedziała.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz