And I don’t want the world to see me cause I don’t think that they’d understand when everything’s made to be broken
I just want you to know who I am.

wtorek, 24 listopada 2015

Inna, a jednak taka sama...

Hej!
Właśnie mam chwilę dla siebie, słucham muzyki i klikam w ulubioną zakładkę. I znów znajduję się w swojej rzeczywistości, tej trochę innej. 

Dzień minął jak z bicza strzelił. Pobudka o 5:00, leki, mycie, malowanie, ubieranie, śniadanie, pakowanie i biegiem na autobus. Zimno dziś. Mam na sobie bluzkę z rękawem 3/4 w szaro białe paski, podarte jeansy, zamszowe rude botki, długi, prawie do kolan kardigan w kolorze zgniłej zieleni, ublubiony płaszcz, czarny, ze skórzanymi rękawami, pudrowo-różowy szal, który jest tak duży, że mogłabym się owinąć nim cała, torebka i torba, po pracy w końcu fitness, a niestety rzeczy na fitness nie zmieszczą się przecież do torebki wielkości worka na ziemniaki. Czerwone słuchawki na uszach i biegnę. Zdążyłam. 
Stoję z przodu, spodnie mi się zwinęły w bucie i zaczyna mnie boleć noga. Gniewnie patrzę na chłopaka, który zajmuje dwa miejsca, siedzą on i obok jego plecak. Powstrzymuję chęć zapytania czy plecakowi jest wygodnie. Chłopak wysiada na tym samym przystanku, poczym znów jedziemy tym samym autobusem. Ludzie dziwnie na mnie patrzą. Staram się odwarać wzrok na krajobraz za oknem. Dojeżdżam do pracy i pogrążam się w myślach nad nowymi zadaniami. 

Ostatnio jestem tak wykończona, że nie jestem w stanie nawet czytać. W pracy robiłam różne cuda, ozdoby świąteczne, czyli moje ukochane prace manualne. I jest cudownie. 
Wychodzę z pracy, znów szybie ubieranie i bieg do autobusu, bo przecież na fitness trzeba zdążyć na 17:00, bo w domu jeszcze obiad do zrobienia. Potrawka dzisiaj, warzywna z duszoną piersią z kurczaka. 

Wpadam do domu, rozbieram się, zapominam o krótkiej firance w kuchni i biegam w samym staniku, szukając koszulki w paski, w której chodzę po domu, kątem oka zerkając jak sąsiad z naprzeciwka uśmiecha się do siebie, patrząc na moje wyczyny. Znajduję koszulkę na krześle w kuchni, a legginsy na pralce. Jestem przebrana. Patrzę w lustro i marszczę czoło widząc jak moje niesforne, rano wyprostowane kosmyki po bokach grzywki i z tyłu głowy poskręcały się w małe sterczące loczki. Ehh, i tak nic z tym już nie zrobię. Jutro walka na nowo aby kok wyglądał perfekcyjnie. 

No to co, obieramy warzywka, dusimy, kroję kurczaka, podduszam go w garnku pod przykrywką. 

Ooo i taki cudowny dzień, skończę post, popracuję jeszcze trochę, potem nauka i znowu zapomniałam o kolacji...


Trzymajcie się lekko :*

1 komentarz:

Unknown pisze...

jajka Ty jestes zalatana, naprawdę podziwiam Cię jak Ty to wszystko ogarniasz, no kobieta idealna <3
hahaha a sąsiad pewnie zadowolony był z takiego widoku
oby Ci wystarczyło tej energii na jak najdłuzej,
ściskam <3